Ufo art gallery kraków

artists

Kamil Kuitkowski
DZIEŁA SZTUKI ZABIJAJĄ!

DZIEŁA SZTUKI ZABIJAJĄ!

Głosiłby nagłówki gazet, gdyby wydarzyło się to naprawdę i kogoś obeszło. 

Całość zaczyna się na Targach Sztuki, tam poznajemy głównych uczestników dramatu: zblazowanego ważnego krytyka sztuki, będącą na życiowym rozdrożu asystentkę w ważnej galerii, pracowniczkę ważnego muzeum która zostaje art-advisorką ważnego kolekcjonera, wyrachowaną właścicielkę ważnej galerii, pretensjonalnego właściciela konkurencyjnej ważnej galerii i ważnego malarza w niemocy twórczej, który nie pije. Wszystko w otoczeniu absurdalnie drogich dzieł sztuki, między innymi: srebrnej kuli do której wkłada się kończyny, robota o kulach w obdartym stroju Wuja Sama, czy pstrokatych obrazów rzeczonego malarza z czasów gdy jeszcze pił. 

Podobne obrazki doskonale znamy z naszego światka. Różnią się tylko ilości zer. Bardzo się różnią. 

Potem asystentka w galerii w mieszkaniu pewnego nieznanego zmarłego malarza znajduje ogromną ilość dość upiornych prac. Krytyk nazywa je mesmeryzującymi, o ich istnieniu dowiaduje się właścicielka galerii. I tak zaczyna dziać się się spektakl rynku sztuki w których używa się milionowych sum, z jego wszystkimi spekulacjami, manipulacjami i wynaturzeniami. Przebudza się zło. Obrazy nieznanego malarza, życiowego outsidera malowane między innymi ludzką krwią okazują się przeklęte. Rozpoczyna się kampowy art- slasher. Uczestnicy dramatu po kolei zabijani są w wymyślny sposób przez dzieła sztuki. Trup ścieli się gęsto, flaki na wierzchu. Zasłużona kara za chciwość i uczynienie ze sztuki tępego produktu do konsumowania i kapitalizowania. Dużo śmiechu. 

Przeżywa jedynie ważny malarz, który znów zaczął pić i o niczym nie wie. W ostatniej scenie w zapamiętaniu rysuje patykiem na plaży esy-floresy. Fale je zmywają. On rysuje dalej. Jest w czystym procesie. Po którym nic nie pozostanie. Poza tą medytacyjną chwilą rysowania na piasku. 

Tak w skrócie można streścić netflixowski horror Velvet Buzzsaw. A Jego zakończenie, należałoby interpretować jako pochwałę sztuki absolutnie wolnej i czystej. W której najważniejszy jest akt twórczy. Odarty ze wszystkiego co obok, co później. Będący niczym niezmąconym i nieskończonym procesem. 

I to właśnie taki proces interesuje Marię Ciborowską, artystkę, która weszła w rolę kuratorki wystawy NiEZNANE/UNKNOW odbywającą się w ramach Art Fair Cracow. Zapraszając do wystawy Tomka Barana, Marcina Dymka, Karolinę Jarzębak, Radima Korosa, Bogumiła Książka, Martę Niedbał, Kingę Nowak, Grzegorza Siembidę i Agnieszkę Szostak dała im przede wszystkim pole dla ich własnych procesów twórczych. Trochę nieustannie płynących i zderzających się. Dzięki temu powstała dziko i wspólnotowo tworzona niedomknięta wystawa. Sama zresztą cały czas, do ostatniej chwili, zmieniająca się i przekształcająca. W końcu tytuł zobowiązuje. Końca nie znamy. Zrodziło to procesualną wystawę o procesie. Może i masło maślane, ale też dobra przeciwwaga dla samej idei Targów Sztuki. 

Zresztą Art Fair Cracow są też próbą buntu dystryktu krakowskiego przeciwko kapitolowi warszawskiemu przed dziejącymi się co roku wrześniowymi handlowo-galeryjnymi igrzyskami śmierci. Bardzo krakoSką zresztą, bo zbudowaną raczej na oddolnym skrzyknięciu się i wspólnym działaniu, z pasji i zaangażowania. Każdy coś tam doniósł, dolepił, dopowiedział, podzielił się radą, przydatnym kontaktem. Więc niby kapitalistycznie w formie targi ale romantyczno-straceńczo-kolektywnie w treści. 

“A to feler”
Westchnąłby pewnie art-reseller.
Ale na wystawie nie o takie chodzi rozmowy, nawet w dzień targowy. 

Kamil Kuitkowski

Article is connected with exhibition:

pl_PLPolish